Jest pierwszym dzieckiem Agnieszki. Kiedy młoda i niedoświadczona mama, będąca w 35 tygodniu ciąży dowiedziała się, że u Adriana zdiagnozowano tętniaka, jej świat się zawalił, wszystko runęło. Przecież czekała na zdrowe dziecko, które będzie mogło zasypiać w normalnym łóżeczku. Niestety choroby i powikłania wyeliminowały nawet tę najprostszą czynność.
– Adrian ma wrodzone wady rozwojowe, wady serca, ogromne zmiany naczyniowe, dziecięce porażenie mózgowe i jest sparaliżowany od pasa w dół. I jeszcze długo mogłabym wymieniać jego choroby i schorzenia. On cierpi na wszystko – mówi drżącym głosem Agnieszka. Nie pracuje, ponieważ opieka nad chłopcem zajmuje jej 24 godziny dobę. Pomaga im dzielna babcia. W ich domu, który znajduje się w miejscowości Milewo – Gałązki, trzyletni Adrian ma swój pokój, zabawki i ulubione maskotki.
Ten uroczy blondynek o wielkich, niebieskich oczach uwielbia przytulać się do swojej babci i mamy. Ostatnio zaczął reagować na ich głosy i delikatnie się uśmiechać.
Kiedy Agnieszka była w ciąży, przez osiem miesięcy czekała na zdrowego chłopczyka, a przynajmniej wierzyła, że taki się urodzi.
– Do tego momentu wszystko było w porządku. Na USG lekarz zauważył niewielką plamkę. Nie był pewien, co to jest, więc pojechałam na konsultację do prywatnej kliniki w Białymstoku. Tam wszystko stało się jasne. To był tętniak. Szybki poród i operacja po dwóch tygodniach, która się nie powiodła i przyniosła wiele komplikacji. Prawdopodobnie uszkodzone zostały nerwy i mięśnie. Jego nóżki układały się tak, jak do szpagatu, tylko rozkładały się na zewnątrz. Nic nie można było z tym zrobić. Wtedy Adrian był w bardzo ciężkim stanie i nie było mowy o żądnej rehabilitacji – wspomina Agnieszka. – Adrian bardzo długo był na OIOM-ie. To były najcięższe chwile. Ta niepewność, to czekanie na cud, choć wiedziałam, że się nie wydarzy, to było najgorsze.
Na szczęście stan chłopca zaczął się bardzo powoli stabilizować. Ze szpitala wypisano go po czterech miesiącach.
– I przyszło kolejne przerażenie. Czy sobie poradzę, jak się będę nim sama opiekować? Bałam się, że nie dam rady. Wtedy pojawiła się tak naprawdę pierwsza nadzieja. Było to domowe hospicjum dla dzieci – mówi Agnieszka.
Adrian w dniu, w który został wypisany ze szpitala stał się naszym podopiecznym.
– Ta pomoc jest nieoceniona. Dzięki lekarzom z hospicjum mieliśmy kontakt z ortopedą w Białymstoku, bo nie wiedzieliśmy dlaczego te nogi układają się tak, a nie inaczej i czy można coś z tym zrobić. Najgorzej było z położeniem go spać, bo nie mógł zasypiać w swoim łóżeczku. Z każdym miesiącem robił się coraz większy i nie było mowy o tym, by położyć go do wózka i normalnie wyjść na spacer. Teraz jest po zabiegu i nogi są proste. Dla nas to największa radość, że choć to udało się w nim naprawić. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że w pewnym momencie zabraknie ludzi z hospicjum. Były takie momenty, że nie miałam pojęcia co robić. Adrian ma tyle schorzeń i chorób, że zawsze coś się złego działo. Nigdy nie odmówiono nam pomocy, a kiedy przerażona dzwoniłam w środku nocy i prosiłam o ratunek, zawsze ktoś odebrał telefon…I bardzo za to dziękuję.
Agnieszka pogodziła się z tym, że mimo rehabilitacji, Adrian nie stanie samodzielnie na własnych nogach, nawet nie ma szans na to, by usiadł. Mimo to cieszy się każdym dniem, każdym delikatnym uśmiechem, bo nie wie ile wspólnego czasu im zostało.