Cześć, jestem Michaś.
Mam prawie 4 latka i oczywiście nie umiem pisać ani czytać, ale od czego ma się dwóch starszych braci i rodziców:)
Gdy miałem półtora roczku stwierdzono u mnie guza mózgu wielkości mandarynki 4x5x6 cm, który rozwijał się w mojej główce od urodzenia. Szybka operacja, później chemioterapiai wydawało się że będzie dobrze, ale po roku leczenia nastąpiła wznowa – guz odrósł. Kolejna operacja, później radioterapia i na koniec znowu chemioterapia. Zakończyłem leczenie, które trwało ponad 2 lata, powinienem zacząć cieszyć się życiem… Niestety, pierwszy kontrolny rezonans pokazał, że nie ma dla mnie już szans:( – mam rozsiew, czyli guz jest w całej główce, a wraz z płynem rdzeniowo-mózgowym komórki nowotworowe przenoszą się na cały organizm. Moi rodzice i najstarszy brat (ten trochę starszy jeszcze nie za bardzo wie o co chodzi) długo nie mogli przyjąć tego do wiadomości, dopiero po konsultacji z naszą panią doktor z CZD (Centrum Zdrowia Dziecka) zrozumieli, że najlepiej dla mnie będzie jak wrócę do kochającego domu i bliskich mi osób. Koniec z igłami, przetaczaniem krwi, wlewami i innymi medycznymi historiami. Najważniejsze było abym, mógł być z rodziną i cieszyć się tym co mi pozostało.
Na co dzień jestem wesołym maluchem, choć potrafię dać znać rodzicom kto tu rządzi:). Nie za bardzo lubię gości, wychodzenia z domu czy imprez z udziałem wielu osób. Wiem, że p. Gosia (pielęgniarka w Białostockim Hospicjum dla Dzieci) i p. doktor z hospicjum, które do mnie przyjeżdżają chcą jak najlepiej, ale ja zazwyczaj mam wtedy swoje humory:) Razem z moją rodzinką jestem bardzo wdzięczny za wszystkie gesty wsparcia i cieszę się, że mam przy sobie tyle wspaniałych osób, które pomagają mi oraz mojej rodzinie w tej trudnej dla wszystkich sytuacji.