Choroba Konrada to wrodzona łamliwość kości w najgorszym wydaniu. Tuż po porodzie miał kilka złamań. Od pierwszych chwil swojego życia tak strasznie cierpi, tak bardzo go boli – mówi pani Hania, babcia Konrada. Mimo ogromu bólu i cierpienia chłopiec jest bardzo pogodny, rezolutny i bardzo wrażliwy.
Mam nową koszulę, a moja babcia mnie wczoraj ostrzygła – opowiada. Oglądałem o sobie reportaż na tablecie, to była moja pierwsza komunia. Tak naprawdę to ja trochę płakałem, ale oni tego nie nagrali.
Przyjechało tyle ludzi, samochody stały na ulicy jak na jakiejś paradzie.
Najpierw kucharki przyjechały i wszystko przygotowały, później sąsiadka z ciastami przyszła, a później już wszyscy goście. Moja babcia się pięknie wystroiła i ja też. Jak się ubrałem to zaczęła się uroczystość. Msza była w naszym domu, w dużym pokoju. Było ponad sto osób i wszyscy się pomieścili. To był piękny dzień – wspomina Konrad.
Pod opieką naszej Fundacji Konrad i jego dziadkowie są od ponad dwóch lat. – Wcześniej płakałam, bałam się każdego dnia, że sobie nie poradzę, że nie udźwignę tego ciężaru – wspomina pani Hania. – Kiedy zjawili się w naszym życiu ludzie z hospicjum wszystko się zmieniło. Można zadzwonić, oni zawsze przyjadą, pomogą, wesprą, przywiozą wszystko co jest potrzebne. Konrad wcześniej cierpiał niemiłosiernie. Nieraz mówił do mnie: „Babciu już chyba lepiej żebym umarł, bo mnie wszystko boli”. Nie można się było do niego dotknąć, a przecież trzeba było. Nie umiem nawet opisać co myśmy wtedy przechodzili. Teraz ma odpowiednio ustawione leki przeciwbólowe, jest zdecydowanie lżej. To jest cudowne dziecko. Jak go niosę na rękach, to on cały czas mówi „Kocham cię babciu, kocham…” Jak pojadę na zakupy, to tęskni, jak dowiedział się o chorobie dziadka to nie mówił o niczym innym…