Ola z Mikicina to żywe srebro
Jest bardzo zwinna, wygina się we wszystkie strony ale najbardziej rozbrajający jest jej uśmiech, który praktycznie z jej twarzy nie schodzi. To nasza kolejna podopieczna. Poznajcie 2,5 – letnią Olę.
Razem z mamą i dziadkami mieszka w niewielkiej, ale uroczej wsi – Mikicin w powiecie monieckim. Mieszkają w skromnym, ale schludnym, wielorodzinnym domu, który znajduje się na popegeerowskich terenach. Tuż obok znajduje się słynny, mikiciński dwór, którego historia sięga końca XV wieku.
– Kiedyś tam były mieszkania socjalne i też tam mieszkaliśmy. Dziś jest to w rękach prywatnego człowieka i tak stoi zaniedbane, rozpadające się. Na szczęście udało się nam wykupić to mieszkanie i mamy pewność, że nasze dzieci, wnuki a szczególnie Oleńka będą miały dach nad głową – mówi babcia dziewczynki.
Mała kruszynka wariuje na kanapie w dużym pokoju. Nie jest w stanie nawet na chwilę przestać, w związku z tym nasza fotografka ma ogromny problem ze zrobieniem jej ostrego zdjęcia.
– Ona tak ma. To po prostu żywe srebro – mówi pani Joanna, mama małej rozrabiaki.
Ale nie zawsze w ich życiu było tak dobrze i radośnie. Dziś Ola ma 2,5 roku. Urodziła się z zespołem Downa. Na domiar złego natychmiast po urodzeniu trafiła na blok operacyjny. Trzeba było przeprowadzić skomplikowaną operację żołądka i dwunastnicy. Aktualnie ma założoną rurkę tracheostomijną, która ułatwia jej oddychanie i jest karmiona dojelitowo. Kiedy miała kilka miesięcy przeszła kolejną, ryzykowną operację – korektę serca.
– Pierwszy rok był najgorszy. Praktycznie przez cały czas byłyśmy w szpitalu czy to w Białymstoku, czy w Warszawie. Było bardzo ciężko, tym bardziej, że nie miałam pojęcia o tym, że urodzę tak chorą córkę. Kiedy się urodziła byłam przerażona tym, że sobie nie poradzę, że nie będę wiedziała jak się nią zajmować – wspomina pani Joanna.
Kiedy po długich miesiącach szpitalnego życia lekarze podjęli decyzję o wypisaniu dziewczynki do domu w życiu pani Joanny pojawili się przedstawiciele naszej fundacji i zaproponowali pomoc.
– Ola już pierwszego dnia po wyjściu ze szpitala stała się podopieczną domowego hospicjum dla dzieci – mówi pani Joanna. – I tak naprawdę ludzie, którzy tam pracują nauczyli mnie wszystkiego. Jak się nią opiekować, jak pielęgnować, jak rehabilitować i jak się cieszyć z tego, że jest … Bez nich na pewno bym sobie nie poradziła. Otrzymujemy od nich tyle ciepła, miłości i wsparcia. Proszę popatrzyć na moje małe szczęście. To przecież dzięki żmudnej, systematycznej rehabilitacji Ola jest tak żywa. Na pewno będzie samodzielnie siedzieć i jest też nadzieja na to, że sama stanie na nogi…