W grudniu skończył trzy latka. Urodził się z przepukliną oponowo – mózgową. W szóstej godzinie swojego życia trafił na stół operacyjny i przeszedł skomplikowany zabieg. Już nie jeden raz medycyna postawiła na nim krzyżyk, a lekarze nie dawali mu większych szans na przeżycie. Jednak jego organizm jest bardzo silny i ten dzielny wojownik przez cały czas jest z nami. Poznajcie Krzysia, kolejnego podopiecznego hospicjum dla dzieci.
Wychowują i zajmują się nim dziadkowie, którzy formalnie są jego rodziną zastępczą. Rodzice byli zbyt młodzi, niedoświadczeni, nie mieli warunków i psychicznie nie byli gotowi na to, by opiekować się tak chorym maleństwem.
– Kiedy córka była w piątym miesiącu ciąży, usłyszała, że stan dziecka jest beznadziejny, że najprawdopodobniej nie donosi ciąży, a jeżeli już, to urodzi martwe dziecko. To był dla niej ogromny szok. Już wtedy wiedzieliśmy, że nie da sobie rady, że albo trzeba będzie malca oddać do domu dziecka czy innej placówki albo się nim zająć. Nigdy jej nie oceniałam, szanowałam decyzję, którą podjęła ale doskonale wiedziałam, że to my – dziadkowie musimy się podjąć tego trudnego zadania, jakim była opieka nad Krzysiem – wspomina pani Danusia, babcia Krzysia.
Zrezygnowała z pracy, bo nie wyobrażała sobie, by Krzyś trafił do obcych ludzi. Dziś wspomina, jak trudne były pierwsze tygodnie, kiedy wspólnie z mężem przywieźli chłopca do ich domu, kiedy bali się, że każdy jego oddech będzie tym ostatnim.
– Kiedy odbierałam go ze szpitala lekarze powiedzieli nam wprost, że Krzyś nie przeżyje nawet roku i to był straszny rok. Każdego dnia bałam się, że stanie się to najgorsze. Dzięki Bogu już ponad trzy lata jest z nami, a my wreszcie nauczyliśmy się odczuwać spokój. Co ma być to będzie, cieszymy się każdym dniem, uśmiechamy się do niego i przytulamy najmocniej, najczulej jak tylko się da – mówi pani Danusia.
W jej domu w Czarnej Białostockiej Krzyś ma swój kolorowy zakątek. Wypełniają go wielobarwne pluszaki, a do jednego z nich jest szczególnie przywiązany. To niewielki miś, w którego wtula się przed snem.
Chłopiec jest całkowicie niewidomy i kontakt z nim jest bardzo ograniczony. Nie ma odruchu chwytania i większość czasu spędza w pozycji leżącej.
– Ja wiem, że on nas słyszy i czuje naszą obecność. Reaguje na głos i dotyk. Nasz mały aniołek. Każdego dnia dziękuję, że jest z nami, bo dzięki niemu nasze życie ma sens… – mówi babcia, a jej oczy wypełniają się łzami.
Krzyś i jego dziadkowie pod opieką naszej Fundacji są od dnia kiedy chłopiec opuścił szpital, a miał wtedy dwa tygodnie.
– Dzięki fundacji jest nam jakoś lżej i psychicznie i finansowo. To zapewnienie, że w każdej chwili można zadzwonić, dopytać a nawet wypłakać się jest dla nas bardzo ważne. Z tym cierpieniem Krzysia nie jesteśmy sami, niemal każdego dnia przyjeżdża do nas ktoś z Fundacji. Odwiedzają nas pielęgniarki, lekarz i rehabilitantka. Gdyby nie oni byłoby bardzo ciężko – mówi babcia Krzysia.